Czarnogóra – Nasze ukochane miejsce

Tym razem mamy plany od dawna, zawsze chcieliśmy odwiedzić Nasze ukochane Bałkany na 4-ech kołach. Wiec skoro Bezdroża 4×4 organizują wyjazd to się zapisujemy 🙂 .

Wyjazd trochę nietypowy ponieważ w tym roku jedziemy w 4 osoby dodatkowo zabieramy Michała i Piotrka, to znaczy że musimy się przeorganizować i doposażyć Nasze Disco w dodatkowe kufry na dachu. Trochę pracy i wszystko przygotowane , przymocowane czekamy na wyjazd.

Chłopaki już u Nas, jutro startujemy, standardowa dojazdówka przez Słowację , Węgry i Serbię do Czarnogóry punkt docelowy camping nad Rzeka Tarą 😉 .  Dojazdówka jak to dojazdówka ale w miłym towarzystwie czas szybko leci. Jako że zamarudziliśmy rano i wyjechaliśmy nie o tej godzinie o której chcieliśmy dochodzimy do wniosku że dojeżdżamy do Serbii szukamy hotelu i się prześpimy. Po długich poszukiwaniach znajdujemy hotel w którym są wolne miejsca ( hotel nie hotel – jakaś imprezka na dole nikogo w recepcji, po dłuższych poszukiwaniach znajdujemy kogoś od recepcji, ciężko się dogadać ponieważ osobnik jest czynnym uczestnikiem imprezki ale koniec końców daje nam klucze do pokoi ) dziwny ten hotel zasłony w pokojach czerwone , ściany różowe a na suficie nad łóżkiem wielkie lustro 🙂 . Łóżko było wygodne, nikt nie zakłócał spokoju więc wypoczęci ruszamy raniutko dalej.

No to jesteśmy w Montenegro, już się zaczęły piękne widoki jak My uwielbiamy Bałkany. Dojeżdżamy do wąwozu Tary, to jest oczywiście park narodowy i słusznie nieprawdopodobnie ta rzeka wyrzeźbiła to miejsce. Chwilę błądzimy w poszukiwaniu kempingu i w końcu możemy się wyściskać z Karolina, małym Michałem i Łukaszem z bezdroży4x4.  Wieczór jak zawsze bardzo fajoski, regionalne piwo najlepiej smakuje w regionie z którego pochodzi w domu już tak nie smakuje 😉 .

Po śniadaniu jedziemy na most nad tara gdzie czeka nas ( tych co oczywiście chcą ) fajna atrakcja – przejazd Tyrolka nad najgłębszym wąwozem w Europie, sporo osób rezygnuje hmmm skoro nie to nie ja tam na pewno jadę. Po upięciu w uprząż i popatrzeniu na wąwóz … nie zastanawiam się ani chwili jadę. Szkoda że to tak krótko trwa przeżycie super, widoki niesamowite a i adrenalina na odpowiednim poziomie, Michał też miał podobne odczucia 🙂 . Po zjeździe po drugiej stronie kanionu czeka nas jeszcze bardziej ekstremalny powrót na „pace” Mitsubishi L200, nie ma się czego trzymać boczna dziurawa droga a gościu zasuwa jak by go zły gonił. Dotarliśmy cali i zdrowi – było zajefajnie. 

Pijemy kawkę w knajpce nad samym brzegiem kanionu, patrzymy na niesamowite widoki …. Warto tu przyjeżdżać. Cały dzień relaksu fajnie tak poleniuchować pozwiedzać okolice.

Kolejne dni mijają na niesamowitej włóczędze po przepięknych górach i bezdrożach Czarnogóry. W kolejnych dniach podczas włóczęgi spotykają nas różne fajne przygody np.: jedziemy za Łukaszem wysoko pod górę po kamienistej drodze i widzimy znak który jednoznacznie nas informuje że droga zamknięta za 1 km bo ostatnie deszcze ją rozmyły . No to oczywiście jedziemy sprawdzić czy aby na pewno. No tak faktycznie drogi BRAKKKKK, ale przecież się nie poddamy. Zbiera się konsylium chwila zastanowienia ocena sytuacji i jest rozwiązanie 🙂 , obok drogi nad takim sympatycznym urwiskiem jest jakaś taka usypana z kamieni niby droga. No cóż ekipy z samochodów i powolutku po kolei ( w końcu mamy terenówki ) przeprawiamy się po „nibydrodze” było naprawdę fajnie … . Któryś z noclegów wypada nam w takiej przepięknej dolinie, prześlicznie zielonej i ogromnej na środku której stoi jedna drewniana chata i kilka domków dla Hobbitów które można wynająć do spania, przepiękne miejsce. Kolejny dzień kolejne wyzwania, tym razem zjeżdżamy po luźnych kamieniach pod takim kątem że samochody maja zapięte jedynki włączone reduktory a i tak przyspieszają 😉 , ale warto było w dolinie jest samotne turkusowe jeziorko nad którym rozbijamy kolejny obóz ( co działo się wieczorem niech zostanie słodka tajemnicą 🙂 ). Kolejne dni kolejne przepiękne widoki i przygody aż wreszcie docieramy do morza i na sympatycznym kempingu odpoczywamy kilka dni leniuchując na plaży i pluskając się w wodzie ( zaprzyjaźniamy się z żółwiem który przychodzi codziennie po słodkiego arbuza ). Tym razem kierujemy się nad Zatokę Kotorską jedziemy drogą P1 czyli pięknymi serpentynami zwanymi kotorska drabiną, cóż za widoki pomimo tego że byliśmy tu z Lucy na MoTo to zawsze te widoki zapierają dech w piersiach. Zbliża się koniec naszej wyprawy a szkoda bo towarzystwo wyborne i widoki niesamowite, całą wyprawę kończymy tam gdzie ja zaczynaliśmy a mianowicie w Wąwozie Tary gdzie czeka nas Rafting 🙂 .

W drodze do Wąwozu Tary dzwonią do nas nasi przyjaciele z Poznania Asia i Mario z którymi byliśmy na kilku wyprawach , że są w Grecji i może byśmy ich odwiedzili ?

Hmmm gadamy z chłopakami co oni na to, że możemy przez Albanię to Tirane zobaczą w końcu to tylko 1000 km. No dobra jedziemy …

Pożegnania są zawsze takie jakieś eeecccchhh, żegnamy się z Karolą, Michałem i Łukim , ściskamy z pozostałymi i w drogę do Albanii. Cel na dzisiaj to kamping nad jeziorem Szkoderskim gdzie już kilkakrotnie spaliśmy – super fajna miejscówka, czyściutko, spokojnie i knajpka jest spoko – dojechaliśmy jak zaplanowaliśmy. W nocy dopada nas okrutna burza która trwa z 5 godzin. Rano podczas pakowania podchodzą do nas Polacy, z malutkim kilkumiesięcznym bobasem pierwszy raz DEFENDEREM przyjechali do Albanii , są troszkę przestraszeni ale ich uspokajamy że to niesamowity i bardzo przyjazny kraj , żegnamy się i w drogę na dzisiaj Tirana i punkt docelowy kamping Kamping Pa Emer niedaleko Durres na którym byliśmy już dwukrotnie i na pewno tam jeszcze wrócimy.

Cel osiągnięty – witamy się z właścicielem o dziwo Nas pamięta i dostajemy super cenę za lojalność 🙂 , pozostajemy tu dwa dni bo miejsce jest niesamowite a jedzenie no cóż ryby prosto z morza a warzywa z przydomowego ogrodu.

W drogę czas dzisiaj musimy dojechać na wyspę Alba do Asi i Maria, co postanowione to zrobione ale zmęczenie daje o sobie znać.  Jeszcze tylko prom , jeszcze 20 km i jesteśmy na kempingu.

Przywitaniom oczywiście nie ma końca… , wieczór szybko się kończy chyba zmęczenie 🙂 .

Kolejne kilka dni to super odpoczynek, kąpiele morskie i słoneczne, i super wyprawy Mariusza Rib-em do malutkich miasteczek nadmorskich na pyszna Grecka kawkę i jedzonko.

No i stało się …, jako że Mariusza łódka szybka jest postanawiamy pociągać się na takim fajnym ogromnym kole pompowanym, jak postanowiliśmy tak tez zrobiliśmy. Chyba ostanie ciągniecie już do brzegu i spektakularna moja wywrotka tak nie fartowna że strasznie boli mnie w boku, oj poboli poboli i przestanie 🙂 . Rano niestety jest jeszcze gorzej nie mogę za bardzo oddychać i się zginać, dobrze że dzisiaj startujemy do domu. Chłopaki samochód spakowali ja dwa ketonale i w drogę i znowu te pożegnania …

W boku boli jak diabli ale trzeba jechać to jadę, w Serbii dopadają Nas straszne ulewy, pierwszy raz myślałem że woda zmyje nas z drogi. Dojeżdżamy w okolice Belgradu, jest tam taki fajny i niedrogi hotel to stajemy bo ja na pewno dalej nie jadę.

Rano ból jest taki sam jak dnia poprzedniego więc co ketonal i w drogę, do domu dojeżdżamy bez większych przygód.  Disco chłopaki rozpakują jutro, dzisiaj przynajmniej ja idę spać 🙂 .

Chłopaki rozpakowują Disco a ja z Lucy do lekarza, przeswietlenie i co połamane żebra 🙂 – i tak to się z Mariem bawimy.

Było super, było pięknie, mega atmosfera całego wyjazdu doborowe towarzystwo z takimi ludźmi to na koniec świata i jeszcze dalej ….

Dzięki wszystkim i do zobaczenia znowu gdzieś na szlakach ….

Lucy&Daro

Czarnogóra - Nasze miejsce
« of 7 »
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Ostatnie wpisy

    Lucy & Daro – bezdrozaeuropy.pl

    Z pasją przez bezdroża Europy! Odkrywaj, podróżuj, inspiruj się.

    © 2024 bezdrozaeuropy.pl | Wszystkie prawa zastrzeżone.