Czarnobyl – niesamowite miejsce

Czarnobyl 2017 – niesamowite miejsce

 26 kwietnia 1986 – tą datę zna prawie każdy, Katastrofa w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej.

Od pewnego czasu chodził nam po głowie pomysł odwiedzenia tego miejsca, przecież minęło już ponad 30 lat, więc trzeba to zobaczyć na własne oczy.

Szukamy ekipy z którą można by pojechać do Czarnobyla, dzwonimy po znajomych, organizujemy w Kijowie biuro które zabiera ludzi do tego dziwnego miejsca. Jedni chcą jechać inni nie za bardzo, no wiecie jak to jest w organizacji wyjazdu ….

Grzebiąc coś w Internecie, znajduje ogłoszenie iż Nasi przyjaciele z Bezdroży 4×4 organizują w tym roku właśnie wyprawę do Czarnobyla. Oczywiście telefon do Łukasza, trochę więcej info i jedziemy na Ukrainę do Czarnobyla i Prypeci. Okazuje się iż sporo naszych znajomych z którymi już jeździliśmy na wyprawy OFF zapisanych jest na tę wyprawę – super.  Kilka telefonów i umawiamy się z Asią i Mariuszem, którzy jadą z Poznania, gdzieś po trasie, że jedziemy razem będzie super 🙂 .

W końcu dzień wyjazdu, wszystko spakowane, można ruszać, o umówionej porze w umówionym miejscu spotykamy Asię i Mariusz i dalej do granicy podróżujemy wspólnie. Na granicy korek jak nie wiem co, ale jakoś tak się zdarzyło że boczkiem, boczkiem i są przed nami tylko 3 samochody, szybki bezbolesny przejazd przez granicę, no może nie całkiem bo celnik się pyta czy mamy w samochodzie jakieś siekiery, czy coś nie wwozimy, ja na to że no mam oczywiście maczetę za siedzeniem, obśmiał się i poszedł dalej, ja naprawdę miałem tam maczetę 🙂 , a naszego kolegę zamknęli za przewożenie dużego noża myśliwskiego, granicę przekraczał 3 godziny po Nas.  Dalej spokojna droga do hotelu w którym mieliśmy się wszyscy spotkać. Dojeżdżamy bez problemu jest już kilku uczestników wyprawy, witamy się z Tymi których znamy i poznajemy nieznajomych.

Wchodzimy do hotelu no nie powiem jest dziwnie, jakieś lata 70, dostajemy pokój w odnowionej części hotelu, no nie powiem nie, ma co narzekać, ale idziemy do znajomych …., fajnie tak to jeszcze nie widzieliśmy 🙂 , ale generalnie dopisują humory, siedzimy na korytarzu na wykładzinie wszyscy i gadamy o wszystkim i niczym, robi się b. późno, jutro wyjazd w teren, więc idziemy spać.

Rano schodzimy do samochodów iiiiii stoi takie samo DISCO jak nasze 😉 tylko na MT-kach , już się nie będą Wszyscy dziwnie na Nas patrzyli. Okazuje się że to samochód Naszego przewodnika Igora. Poznajemy się z nim i trochę nas martwi, że mamy takie opony delikatne, a ostatnio padało więc … ., pożyjemy, zobaczymy.

Jedziemy pierwszy raz w teren na Ukrainie, faktycznie mokro po tych deszczach, ale szutrówka jest Ok.  Dojeżdżamy do wielkiej bardzo podmokłej łąki, która ciągnie się ze 2-3 kilometry, podchodzi do mnie Mario i mówi abym chociaż spuścił powietrze, to może dam radę …, niestety nie spuściłem. Pierwszy jedzie Igor, błoto lata na wysokość 5 metrów , ale jedzie do przodu – no tak, ale jakie on ma opony. Słyszymy przez CB „dawaj Daro jedziesz” , no to pojechaliśmy. Strasznie miękko i grząsko Disco zapięty reduktor ustawiony tryb na błoto i do przodu, Disco nadzwyczaj dobrze radzi sobie z takim terenem, jedziemy dość szybko czasem prosto czasem bokiem, ale cały czas do przodu. Po dotarciu do lasu, który był naszym celem samochód wygląda jak „kupa błota”, ale dał radę jesteśmy dumni z naszego autka. Dalej jest grząsko, ale już nie tak, cały dzień schodzi nam na podróżowaniu po bezdrożach.

Kolejne dni to fajne przygody w terenie czasem trochę dojazdówek czasem, bardzo fajne leśne dukty bardzo piaszczyste, pogoda też w kratkę raz śnieg, raz deszcz i trochę słońca.

Wreszcie wieczorem kolejnego dnia docieramy do Kijowa. Szybkie rozpakowanie w pokoju i już siedzimy w knajpie na dole popijając piwo 🙂 . Jutro nareszcie dzień w którym jedziemy do Czarnobyla.

Bardzo rano pobudka, śniadanie i idziemy do Autokaru, oj niektórzy chyba za długo degustowali lokalne specjały 😉 .

Wszyscy już w autokarze, nasi przewodnicy też, no to ruszamy w miejsce znane wszystkim. Droga szybko mija bo to przecież tylko 100 km od Kijowa.

Dojeżdżamy do pierwszego posterunku „Zamkniętej Strefy” , kontrola paszportów, Wszyscy muszą wysiąść z autokaru ? , po chwili wchodzimy pojedynczo do autokaru, a każdego odhaczają na liście.

No to jesteśmy na terenie zamkniętej strefy, nikt ( no nie do końca tak ale … ) nie mieszka tu od ponad 30 lat. Przekraczamy Rzekę Prypeć, i idziemy zwiedzać pierwszą wysiedloną wieś, niestety upływ czasu jest widoczny wszędzie, natura zrobiła swoje, wszystko jest zarośnięte, część chat pozawalana, a reszta w opłakanym stanie, brak podłóg, powybijane szyby , powyrywane drzwi itp.

Jedziemy dalej przewodniczka informuje nas, że po lewej stronie była wieś Zakopana ( naprawdę tak się nazywała), a po katastrofie wielkimi buldożerami wykopano ogromne doły i całą wieś zepchnięto do tych dołów i zakopano , o ironio.  Zwiedzamy słynne przedszkole znane z wielu fotografii, przewodniczka pokazuje „HotSpot”, miejsca w których jest „wyczuwalne poprzez licznik Geigera promieniowanie.

Dojeżdżamy do Czarnobyla, po obu stronach drogi znaki ostrzegające przed zwiększonym napromieniowaniem, w końcu jesteśmy w Czarnobylu. Oczywiście pamiątkowe zdjęcie , przed wjazdem :- ) , i jeździmy zwiedzamy , oglądamy, to tu to tam się zatrzymujemy, obecnie w Czarnobylu pracuje sporo osób i widać to na ulicach. Samo miasto oczywiście nadgryzione poważnie zębem czasu nic nieremontowane i niezadbane większość w ruinie.  Oglądamy port w Czarnobylu, gdzie z wody wystają pordzewiałe wraki zatopionych statków i jedziemy dalej.

Tym razem nie lada atrakcja – będziemy zwiedzali Oko Moskwy – Radar DUGA 2 ( „Duga-2 to zespół dwóch anten. Mniejsza ma 12 masztów i wysokość 90 m, a większa 150 m. Zbudowane zostały jedna obok drugiej na długości 900 m.” )

Dojazd niesamowity przez gęsty las, nic nie widać dopiero jak się dojedzie pod samą budowlę łał…., to jest ogromne, majestatyczne, niesamowite, czujemy się jak mrówki pod ta ogromna konstrukcją. Jakoś tak nie możemy się powstrzymać przed wejściem chociaż na pierwszy poziom, rany ten pierwszy poziom już robi wrażenie warto było wejść 🙂 .

Dojeżdżamy do Elektrowni z daleka widać kompleks Elektrowni mijamy niedokończony blok reaktora nr 5 i dojeżdżamy do słynnego bloku energetycznego nr 4, w wyniku przegrzania reaktora doszło do wybuchu wodoru, pożaru oraz rozprzestrzenienia się substancji promieniotwórczych. Niestety cały reaktor przykryty jest już Nowa stalową kopułą która lśni w słońcu. Jak zwykle podjeżdżamy najbliżej jak się da, kilka fotek ( ciekawostką jest to że można fotografować wszystko , tylko nie posterunek milicji który stoi po prawej stronie na placu, tuż przed reaktorem : – ) i oczywiście wszyscy najwięcej fotek robią właśnie temu obiektowi :- ) ), może dreszczyk, bo to tu nastąpiła największa katastrofa jądrowa w dziejach.  Fajnie jedziemy na stołówkę obok elektrowni, mamy tam zjeść obiad. Aby wejść do budynku stołówki każdy musi przejść przez specjalne bramki weryfikujące napromieniowanie. Fajnie tak w tym miejscu spokojnie jeść, naprawdę samczy obiad, chociaż z drugiej strony jak sobie człowiek pomyśli, co tu się wydarzyło te 30 lat temu ….

Czas na Prypeć, dojeżdżamy do pomnika –nazwy Prypeć, po przeciwnej stronie był słynny Rudy Las, jest to jedno z najbardziej napromieniowanych miejsc, co widać na licznikach Gigera. Przejeżdżamy most nad torami zwany mostem „Śmierci”, ponieważ stąd mieszkańcy Prypeci obserwowali pożar w Elektrowni, a wiatr wiał w ich stronę …. .

Całe miasto otoczone jest zasiekami z drutu kolczastego, a na wjeździe kolejny posterunek milicji, która kontroluje wjeżdżających i wyjeżdżających. Wjeżdżamy do miasta były tam dwie drogi, ale natura robi swoje, jedna zamknięta ze względu na powalone drzewa, jedziemy na plac gdzie autokar zostaje. My podzieleni na dwie grupy ruszamy na podbój Prypeci. Miasto faktycznie robi niesamowite wrażenie, wszystko opuszczone mocno zdewastowane, powybijana większość okien powybijana. Idziemy zwiedzamy różne ciekawe miejsca, pocztę, kompleks sportowy, słynny basen i szkołę gdzie zebrane są maski przeciw gazowe – robi to wrażenie.

Tu wszystko jest inne na środku boiska do kosza rośnie drzewo, boisko do nogi to jeden wielki las…, idziemy do wesołego miasteczka, słynne koło diabelskiego młyna (pod nim jest HotSpot – sprawdzone). Oglądamy samochodziki elektryczne i tak się włóczymy, kontemplując jak to było przed katastrofą i gdy mieszkało tu ponad 40 tys. ludzi, których wysiedlono w kilka godzin i którzy musieli tu zostawić cały swój dobytek.  Powoli kończy się zwiedzanie Prypeci, szkoda, bo na pewno jest tam wiele miejsc wartych jeszcze zobaczenia – może i dobrze będzie, do czego wracać. Ale jeszcze jest coś co koniecznie chcemy zobaczyć, chcemy wejść do bloku i zoczyć te opuszczone mieszkania. Kurde, ale przewodniczka mówi, że ze względów bezpieczeństwa nie wolno wchodzić do bloków mieszkalnych. No wiadomo, że nie odpuścimy, a nasza siła perswazji jest ogromna. Wchodzimy do bloku jest niesamowicie i jakoś tak dziwnie, tu mieszkali ludzie i musieli w kilka godzin to zostawić, chodzimy wchodzimy do kolejnych mieszkań, w jednych zdjęci na podłodze w innym stoi pianino, gdzie indziej potłuczony zlew – jest niesamowicie tym bardziej, że robi się ciemno. 

Wychodzimy, idziemy do autokaru i powoli opuszczamy to niesamowite i zarazem straszne miejsce.

Dojeżdżamy do ostatniego punktu kontrolnego, Wszyscy wysiadają z autokaru, ponieważ musimy przejść przez bramki do wykrywania napromieniowania, a autokar jest sprawdzany również przez strażników urządzeniami do wykrywania promieniowania.  Wszyscy czyści możemy jechać dalej.

Do Kijowa dojeżdżamy w nocy, po tylu wrażeniach idziemy do pokoju i jeszcze długo rozmawiamy na temat tego, co widzieliśmy i przeżyliśmy w tych niesamowitych miejscach.

Rano pakowanie, pożegnania i w drogę do domu, Ci, co pojechali dużo wcześniej informują Nas, że w Dorohusku jest giga korek do przejścia granicznego, więc co szybka decyzja i jedziemy na przejście w Hrebennym, trochę dalej, ale mamy nadzieję, że nie będzie korka.  Oczywiście po drodze odwiedzamy Lwów, niestety brak czasu pozwala Nam na szybki przejazd przez to piękne miasto, koniecznie trzeba tam wrócić.

Niestety w końcowej fazie dojazdu do granicy jedziemy pierwsi a Nasz kochany GPS, gubi drogę i kolejne kilometry ( około 15) jedziemy koszmarnie dziurawą droga – koszmar.

W końcu jesteśmy na przejściu nikogo nie ma, podchodzi celnik szybka kontrola samochodu, czy mamy alkohol?, nie, nie mamy a na tylnej kanapie pod kurtką to co ? no nic? aha  i poszedł.

Nasz kolega wjeżdża na Polska granice i „zong”, okazuje się, że ma nieważny przegląd w samochodzie.

No i się zaczęło już po 2 godzinach puszczają go, ale policja zatrzymuje dowód oczywiście do odbioru po zrobieniu przeglądu.

No to zasuwamy do domku mamy jakieś 350 km, zrobiło się ciemno więc w drogę 🙂 .

Wszystkim uczestnikom bardzo dziękujemy za bardzo miłe towarzystwo, a ekipie z bezdroża 4×4 za zorganizowanie super wyprawy

Pozdrawiamy i do zobaczenia na szlakach …

Lucy&Daro

Czarnobyl - niesamowite miejsce
« of 4 »
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Ostatnie wpisy

    Lucy & Daro – bezdrozaeuropy.pl

    Z pasją przez bezdroża Europy! Odkrywaj, podróżuj, inspiruj się.

    © 2024 bezdrozaeuropy.pl | Wszystkie prawa zastrzeżone.