

„A weź zostaw to wszystko i chodź z Nami powłóczyć się po ….. Podlasiu”,
no cóż nie tak to szło, ale przecież jednych ciągnie w Bieszczady, innych na Mazury, a nam jakoś tak zachciało się powłóczyć po pięknym Podlasiu. Nasze Disco jakoś tak dawno nigdzie nie było więc tym razem nie na MOTO, a właśnie naszym ukochanym autkiem. To taki szybki kompletnie niezaplanowany jednodniowy wypad co by sobie poprzypominać te piękne pejzaże z Bugiem w tle, popatrzeć na piękne cerkwie i wiele z nich odkryć na nowo. Dodatkowo bodźcem do wycieczki było odkrycie gdzieś w necie małej rodzinnej serowarni, gdzie sery wytwarzane są całkowicie ręcznie, trzeba jechać nabyć i spróbować.

Wstaliśmy bardzo rano, bo chcieliśmy nad Bug dojechać jak najwcześniej, co by oczy porannymi mgłami unoszącymi się nad wodą nacieszyć, chcieliśmy ale jakiś leń Nas dopadł i suma summarum wyjechaliśmy dopiero po 09:00.
Jedziemy sobie standardowa drogą na Węgrów , Sokołów Podlaski, zastanawiamy się czy i tym razem odwiedzić Drohiczyn wszak to historyczna stolica Podlasia, suma summarum byliśmy tam już tyle razy że tym razem sobie odpuszczamy.
Pomiędzy Drohiczynem a Siemiatyczami jest możliwość zjechania na polną drogę wzdłuż Bugu, no może drogę to za wiele powiedziane to kawałeczek polnej rozjeżdżonej ścieżki, ale tuż nad samym Bugiem. Zjeżdżamy nad samą wodę jest cudownie od wody wieje lekka bryza słońce przypieka od góry – czas na kawę. Siedzimy w ciszy ( tylko te jeżdżące samochody w tle 🙁 ) pijemy kawusie gapimy się na wodę i piękne krajobrazy po drugiej stronie rzeki.

Dobra jedziemy dalej bo niedługo trzeba będzie wracać a plan wyjazdu który ułożyliśmy w drodze raczej chcielibyśmy zrealizować.
Wjeżdżamy do Siemiatycz bo trzeba się dotankować a tu nagle zapala się kontrolka zawieszenia ???, samochód ani nie opada wszystko wygląda normalnie hmmmm, jak ja nie lubię takich sytuacji. Wjeżdżamy na stację benzynową, tankujemy samochód, dopalamy silnik kontrolka się nie świeci hmmmm dopompowujemy opony i dalej w drogę. Na stacji spotykamy jeszcze rodzinkę z małym brzdącem też wybrali się na wycieczkę po Podlasiu Patrolem 🙂 .

Plan jest taki, aby dojechać jak najbliżej granicy z Białorusią ( przecież trzeba Ich jakoś wesprzeć w walce z reżimem ). Jedziemy takimi bocznymi dróżkami do Tokar, chcieliśmy pod samą granice dojechać po polnych czasami trudno przejezdnych ścieżkach, niestety pokonał Nas jakiś rów melioracyjny na którym nie znaleźliśmy żadnego mostka, ale było naprawdę blisko 🙂 .
Jedziemy wzdłuż granicy mijając kolejne wioski Klukowicze , Zubacze tu ciekawa sytuacja zatrzymujemy się przy sklepiku co by uzupełnić zapas wody do picia bo chociaż w samochodzie „klima” to na zewnątrz 32 st C, wychodzimy ze sklepiku i widzimy jak poboczem drogi idzie uśmiechnięty staruszek. Podchodzimy do niego i pytamy się czy gdzieś nie podwieźć bo taki upał …, on że nie dziękuje bo on tak codziennie sobie spaceruje, a jeszcze na pole chce zajść i popatrzeć jak tam wszystko wygląda, bo słońce pali, od słowa do słowa i dowiadujemy się że ma 99 lat i nadal cieszy się życiem echhh Podlasie. W końcu dojeżdżamy do wsi Wojnówka. No tak, być tak blisko Hajnówki i do niej nie wstąpić, raczej niemożliwe tym bardziej że rodzinna serowarnia właśnie się tam mieści.

Taka mała dygresja wiem że to w kółko tylko pola, lasy i łąki ale te widoki takie dzikie są naprawdę piękne, można tam w kółko jeździć i w kółko się zachwycać i ciągle odkrywać coś innego tajemniczego, pięknego…. .
Skoro dojechaliśmy już do Hajnówki no to zaliczmy tez Białowieżę, to pora obiadowa to może coś tam zjemy pysznego. Wjeżdżamy do Białowieży i od razu Nam się odechciewa , tłum ludzi wszędzie samochody dosłownie wszędzie popakowane jak sardynki w puszce echhh to nie nasze klimaty, ale skoro dojechaliśmy to idziemy na obiad do restauracji w której kiedyś śniadanie powaliło Nas na kolana zobaczymy czym Nas tym razem zaskoczą.
No i zaskoczyli tatar z jelenia – no czegoś takiego to ja dawno nie jadłem, spotyka Nas miła niespodzianka tak długo i wylewnie wychwalam tatar że kelner przyprowadza do stolika Szefa Kuchni, bardzo miło się rozmawia, Szef kuchni opowiada nam o innych daniach , niestety nie zdradza tajnych składników których używa w kuchni 😉 , dobra posileni „uciekamy” z obleganej Białowieży.

Po drodze wstępujemy do serowarni po pyszne ręcznie robione sery ( jednym z nich jest ser kozi moczony w winie pychaaaa ). Właściciele odsłaniają rąbka tajemnicy i pokazują trochę zaplecza jak i gdzie się dokonuje przemian mleka w tak pyszny ser…..

Zrobiło się trochę późno a do domku zaplanowaną trasą ponad 200 km, powoli się zbieramy chociaż z bólem serca rozstajemy się z tą piękną krainą, ale nie ma tego złego … przecież będzie do czego wrócić jesienią gdy drzewa pokryją się wszystkimi kolorami tęczy….
Powrotna droga miła i spokojna, 5 km przed domem dopada Nas ulewa i dobrze bo się DISCO umyło 🙂 .
Pozdrawiamy i do zobaczenia gdzieś na szlakach …….
Lucy&Daro

Z pasją przez bezdroża Europy! Odkrywaj, podróżuj, inspiruj się.