

Latka lecą i prawie wszyscy Nasi znajomi mają już cyfrę 5 z przodu. Tak się składa, że Ania i Grzesiu mają urodziny w tym samym dniu i tym samym miesiącu, no to się skrzyknęliśmy i wszyscy znajomi wspólnymi siłami zorganizowaliśmy urodziny niespodziankę.
Spotykamy się na mazurach w Agroturystyce Naszych znajomych. Mąż Ani zabrał ją na zakupy a my wszyscy po cichutku zakradliśmy się do ich gospodarstwa i zorganizowaliśmy przyjęcie urodzinowe. Oczywiście poczęstunek ciepły i zimny i mnóstwo balonów i jeszcze więcej balonów. Marek z Anią wracają już po zmroku wjeżdżają na podwórko i My wszyscy wybiegamy z balonami z za domu wrzeszcząc „Wszystkiego Najlepszego” .

Zaangażowanie z Naszej strony przyniosło oczekiwany efekt – Ania jest totalnie zaskoczona zaniemówiła, a oczy jak przysłowiowe spodki ( muszę nadmienić, że niestety Grzesiu musiał być siłą woli zaangażowany w przygotowania, ponieważ przyjechał ze znajomymi z Warszawy ).
Jeszcze większe zaskoczenie widać na twarzy Ani kiedy wchodzi do Sali gdzie przygotowaliśmy poczęstunek ściskania i radości ze wszystkimi nie było końca … . Impreza się rozkręciła i co było na imprezie niech zostanie na imprezie 😉 .
My z Lucy jako, że bardzo dawno nigdzie nie byliśmy na Moto to na imprezkę wybraliśmy się właśnie na Naszej SUZI. Pogoda nam dopisała piękne słońce w drodze na Mazury, a i następnego dnia zapowiada się piękna pogoda więc Lucy przygotowała niespodziankę 🙂 .
Faktycznie wstajemy rano dnia następnego a tu … przepiękne słońce w tle „drące” się Żurawie no bajka.

Wspólne śniadanko plany na dzisiaj – pierwsza ekipa idzie do lasu w poszukiwaniu grzybów może to i lepiej 🙂 , druga ekipa czyli My jedziemy na SUZI w kierunku niespodzianki przygotowanej przez Lucy. Wprawdzie to tylko godzinka drogi, ale Lucy trzyma wszystko w tajemnicy dała mi adres gdzie mam jechać i poprosiła uprzejmie „w drogę”.
Jedziemy, gadamy, pogoda sprzyja jest super w końcu dojeżdżamy do punktu docelowego tj.

Krasin w gminie Pasłęk i ta dam …. Jesteśmy na obiekcie „Pan Ślimak”.

Pan Ślimak – Bistro – atrakcja turystyczna – bardzo ciekawe miejsce warto zapoznać się z historią Pana Grzegorza jak doszedł i co przeżył zanim osiągnął to co dzisiaj prezentuje i serwuje.
Pan Grzegorz przemiła osoba zanim zamówiliśmy dowiedzieliśmy się wszystkiego na temat hodowli i serwowania ślimaków.
Ja biorę ślimaki po katalońsku to ślimaki podawane w skorupkach w pikantnym sosie z pomidorów, a Lucy ślimaki chrupiące w panierce z pysznym sosikiem 🙂 .
Po krótkim oczekiwaniu w końcu mamy pachnie i wygląda super teraz degustacja :
– pierwsze danie ( myślę że dla bardziej odważnych ) ślimaki po katalońsku to ślimaki w skorupkach zatopione w przepysznym sosie, ale każdego z nich trzeba wyciągnąć ze skorupki wykałaczką i niektórzy czują dyskomfort 😉



– drugie danie przepyszne jak i pierwsze, zdecydowanie dla osób które są bardziej wrażliwe, ślimaki bez skorupek w chrupiącej panierce podawane z pysznym sosikiem mniam palce lizać 🙂 .

Chociaż dania wydają się niewielkie to są bardzo sycące ledwo wciskamy je w nasze brzuszki, a i koniecznie trzeba napisać że samo miejsce jest klimatyczne i świadomość, że wszędzie w koło żyją sobie ślimaki… 🙂 .
To miejsce nanosimy na Naszą kulinarną mapę Polski i na pewno tam wrócimy.
Jako że pogoda dopisuje jedziemy na okrągło bardzo bocznymi drogami zwiedzając i podziwiając małe Mazurskie wioski i przepiękne widoki mijanych jezior.
Po dotarciu na miejsce oglądamy skarby grzybowe zebrane przez ekipę pod wezwaniem 😉 , a ekipa próbuje danie chrupiących ślimaków które przywieźliśmy. Jedni są na Tak inni na Nie no wiadomo ilu Polaków tyle opinii 🙂 .
Popołudnie upływa bardzo spokojnie i miło jak to w miłym towarzystwie wieczorkiem miało być ognisko, ale nadciągnęły ciemne chmury i lunęło z nieba niczym wodospad, resztę wieczoru spędzamy niespieszne na ciekawych rozmowach i planach kto, co i gdzie.
My z Lucy idziemy wcześnie spać bo mamy kawał drogi do przejechania, a pogoda za oknami … no cóż taki Nasz los motocyklistów.

Poranek bardzo mglisty, może nie jest zimno, ale gorąco też nie jest szybki prysznic niewielkie śniadanko kufry na Moto iiiii jaka niespodzianka większość wstała, aby Nas pożegnać bardzo to miłe ….
Dojeżdżamy do połowy drogi, zaczyna padać i za chwilę lać. Zatrzymujemy się pod jakimś rozłożystym drzewem i wkładamy ( wciskamy ) deszczówki na mokre ciuchy – super. Zrobiło się bardzo zimno kaski parują, łapy marzną, ale cały czas do przodu. Pod koniec drogi przestało padać szybko wysychamy i robi się zdecydowanie cieplej.
Dziękujemy Wszystkim za miło spędzony czas …
I do zobaczenia gdzieś na szlakach …
Pozdrawiamy
Lucy & Daro

P.S.
Lucy dwa kolejne dni przeleżała w łóżku, ale już wszystko OK 🙂 .
Z pasją przez bezdroża Europy! Odkrywaj, podróżuj, inspiruj się.