
Hmmmm ….
Miałem napisać jak zwykle że zlot że szybko że fajnie ale tym razem tak nie będzie.
Jakoś tak wchodzę na Nasze forum i czytam że Nasz „szalony” kolega Cynek zastanawia się nad zorganizowaniem kolejnego zlotu DL-owego i to kiedy w czasie pandemii 🙂 .
Nie wiem co mnie natchnęło ale rejestrujemy się od razu, no oczywiście zobaczymy co będzie dalej 🙂
Tygodnie mijają ludziska się rejestrują a Cynek powtarza że jak ktoś będzie zarażony to nici ze zlotu.
Czas spokojnie płynie jak to w okresie pandemii i uwięzienia w domku a tu 5 dni do zlotu i wszyscy są chętni i jadą 😉 , no cóż nie jest łatwo w tym okresie kończy się nabór projektów z którymi walczę i jak na złość mamy do złożenia 9 – nie będzie łatwo,…..
Nic nie będę pisał, wszystko udało się poskładać w terminie.
No to jutro rano startujemy, Lucy jak to ona nie bierzemy kufrów przecież się spakujemy w centralkę i tank baga 🙂 – jesss udało się.
Wiecie co najfajniej to mieć taki czysty i wyluzowany mózg o niczym nie myśleć prze te 3 dni a później to inna rzeczywistość. Teraz to frajda z jechania, tylko wiatr we włosach sami wiecie.
Nuda na S no nie wiem, ale ja nie za bardzo lubię te 100 … km/h nic się nie dzieje a przecież do przejechania 300 km aaaa nie napisałem że tym razem Cynek wymyślił zlot na Polesiu hmmmm wiem widziałem tam jest super ale troszkę daleko. Tym że nic się nie dzieje to jak zwykle trochę przesada, jakoś tak przelecieliśmy przez Wawę że zapomniałem się zatankować a S7 tak dawno nie jechałem że jakoś nie przypuszczałem ze zapomnieli tam stacji benzynowych wybudować 😉 . Tak sobie jedziemy i jedziemy rezerwa sobie miga a ja zaraz zawału dostanę, noooo nareszcie jest ukochane BP, podjeżdżamy tankujemy i proszę Lucy co by kartę dała, eeeee jaką kartę włożyłam Ci do portfela, eee a ja przełożyłem do Twojego, hmmm ale ja portfel to w domku zostawiłam 🙂 .
Lucy ze spokojem trapera wiesz co mamy jakiegoś BLIK-a to ogarniemy bo już tym płaciłam i działa, My do kasy a tu figa z makiem na BP nie zapłacisz tym czymś, robi się troszkę nerwowo ale spokój to podstawa przecież jeszcze na zewnątrz jest bankomat to wybierzemy kasę tez BLIK-iem. No to nie ma co czekać działamy, wszystko się prawie udało kasa z konta zeszła ale bankomat jej nie wydał 🙁 , nie no to jakieś żarty, dzwonimy do Euronetu, miła pani stwierdza że w bankomacie nie ma pieniędzy – taaaaa trza będzie paliwo spuszczać albo na zmywaku odpracować 🙂 , jednak miła Pani podpowiada aby mniejsza kwotę to jednak trochę pieniędzy jeszcze powinno być. Jessss udało się mamy kasę regulujemy rachunek i lecimy dalej bo kupę czasu straciliśmy. Jeszcze tylko szybki posiłek w Bidzie, przepyszna wielka sałatka no teraz to już prosto do celu.
Oczywiście jak to przeważnie bywa mój niezawodny GARMIN powiedział „jesteś u celu” w środku niczego, ponowne „wbicie” adresu jednak odświeżyło mu pamięć i bez większych przeszkód za chwilkę byliśmy w ośrodku w Suśćcu .
A tu znowu zaskoczenie nie wiedzieć czemu „biuro” zlotu znajduje się u nas w domku i pomieszkuje w nim nie kto inny jak Cynek 🙂 .
Dawno nie byliśmy nigdzie ze starymi znajomymi motocyklistami więc tym bardziej jest nam miło przywitać się ze wszystkimi i jak by nigdy nic gadać o wszystkim i niczym. Sporo ludzi pozmieniało motorki, więc jest o czym gadać, a po za tym po tak długim okresie nie widzenia się to zawsze są opowieści kto gdzie i po co był i co widział. Czas ma niestety to do siebie, że ciągle płynie i to na pewno za szybko zrobiło się ciemno i zimno więc oczywiście ognisko ogarnięte i rozmowy przy bursztynowym napoju.
W nocy ciepło nie było ale rano piękne słoneczko szybko podgrzewa temperaturke więc trzeba śniadanie ogarnąć i gdzieś się po tych pięknych stronach pokręcić.
Siedzimy w kilka osób przy jednym ze stolików i „Mirek” przygotowuje traszkę, stuka coś i stuka w telefonie i jest gotowe taka lajtowa na szybką przejażdżkę 394 km …., wszyscy się popłakali ze śmiechu i na to „Bober” – wiesz co Mireczku odrzuć proszę najdalsze punkty i jakoś ogarniemy. Kolejne minuty stukania w telefon i mamy To! Weryfikacja trasy i wyszło 389 km taaaa ….
Kolejna weryfikacja i trasa ma już 110 km to jedziemy.
Jedziemy w 5 motocykli co by większa grupa motocykli nie zwracała niepotrzebnie uwagi 🙂 , tempo spacerowe, piękna pogoda i piękne widoki zaprowadziły nas do Zwierzyńca ale jakoś tak szybko go opuściliśmy ( browar niestety czynny od 12:00 ). Kolejne miejsce na trasie to Szczebrzeszyn a jak Szczebrzeszyn to oczywiście co Świerszcz, ale nie sposób znaleźć tego podobno oszukanego metalowego a sztuka jest znaleźć właściwego drewnianego i tym razem nam się udało 🙂 .
To zasuwamy do Zamościa, pełno ludzi zrobił się upał idziemy na rynek a tam „Korona Party” full ludzi wszystko pozajmowane, cały rynek straganów i ani jednej Maseczki no cóż zachowujemy reżim….
Jedni kawusia, inni lody trochę włóczenia się po straganach i zrobiła się pora obiadowa obieramy kierunek na …..
Nasza koleżanka Magda która niedawno kajakami spływała Wieprzem poleciła nam Chatę Rybaka – Pstrąg Roztoczański, schwaliła te pstrągi to jedziemy popróbować cóż to za smakołyki.
No i smak Magdy nas nie zawiódł pięknie położona knajpka i przepyszne pstrągi – również polecamy w szczególności z fetą i szpinakiem J . W miłym towarzystwie czas znowu za szybko płynie fajnie się siedzi i gada przy piwie bezalkoholowym, powoli się zbieramy i kierunek Susiec.
Po dojechaniu do ośrodka okazuje się ze jakoś tak prawie wszyscy już wrócili ze swoich trasek, no i fajnie bo będzie można spokojnie pogadać o dalszych planach na jesień i oczywiście poplanować nowy motocyklowy rok.
Kolacyjka w miłym towarzystwie, fajnie przygrywa DJ i dalsze rozmowy Polaków przy bursztynowym napoju. Niestety zbieramy się dość wcześnie ponieważ wcześnie musimy ruszyć jutro w stronę domku.
Pożegnania, pożegnania nie chce się ruszać ale cóż startujemy, jedziemy troszkę na okrągło bo przecież im dalej tym lepiej. Straszny tłok na drogach wleczemy się niemożliwie ale cały czas do przodu, zatrzymujemy się na jakiejś stacji benzynowej na kawusie, siedzimy pijemy i miła niespodzianka dojeżdżają do nas „BOBRY” i znowu jest miło i sympatycznie, niestety oni zostają jeszcze na jedzenie a My dalej samotnie gnamy w stronę domu.
Reszta trasy bez większych i mniejszych przygód, dojeżdżamy do domu Nasz kochany pies wita nas radośnie i niestety koniec kolejnej przygody.
Było super fajnie, było super wesoło…..
Wielkie dzięki dla Cynka za organizacje i reszcie załogi za miłe towarzystwo 🙂 .
To oczywiście do zobaczenia gdzieś na szlaku …..
Pozdrawiamy
Lucy&Daro
Z pasją przez bezdroża Europy! Odkrywaj, podróżuj, inspiruj się.