Chorwacja – samochodem light 

Jak zapewne wiecie jesteśmy zakochani w Bałkanach. Najlepiej zwiedzać je na motocyklu lub Offroadowo tak uważamy, odkrywamy wtedy nieznane zakątki tego niesamowitego regionu. Ale no właśnie zawsze jest jakieś „ale”. 

Swego czasu postanowiliśmy mocno poleniuchować, pojechać gdzieś i nic nie robić tak po prostu poleniuchować. Kąpiele wodne i słoneczne, zimne piwo nad brzegiem i pełno owoców morza, no to gdzie możemy pojechać, tak naprawdę to wszędzie, ale wybieramy Chorwację. 

Zgadujemy się ze znajomymi i ustalamy, że punktem docelowym będzie Wyspa Ciovo (Čiovo – wyspa o powierzchni 28,13 km² i linii brzegowej wynoszącej 46,66 km. Położona na zachód od Splitu, połączona od XV wieku ze stałym lądem podnoszonym mostem z miastem Trogir. W okresie letnim średnia maksymalna temperatura wynosi +30°C, minimalna +20 °C, zimą często przekracza +15 °C), nie za daleko nie za blisko tak w sam raz na dojazd samochodem, a po za tym piękne miasto Trogir położone tuż obok. Wynajęliśmy sobie taki niewielki domek w miejscowości Arbanija i czekamy na start. 

W końcu jest, dzień wyjazdu spotykamy się na umówionej stacji benzynowej, niewielkie roszady w samochodach, bo znajomi jadą z dziećmi, My z moim chrześniakiem, pełno bagaży, wszystko poukładane no to w drogę. 

Droga szybko mija, jak zwykle za wolno przez Czechy, dalej to standard …., ale w końcu dopada mnie zmęczenie i postanawiam dojechać na znaną nam stację SHELL na autostradzie w Austrii, no i dojechaliśmy, ale nie było łatwo. 

W końcu Chorwacja i giga korek, Lucy szuka jakiegoś objazdu, mówi, że niby jest, ale nadłożymy sporo drogi i bardzo bocznymi drogami – spoko jedziemy. Drogi faktycznie nadłożyliśmy, ale drogi nie były straszne, a widoki z bocznych dróg super jak to w Chorwacji. 

Mamy już tak niewiele do przejechania, ale i tak do Trogiru musimy swoje odstać w końcu to wakacje. 

Na Wyspę Ciovo z Trogiru prowadzi jeden most, i co może nas tu spotkać oczywiście korek, po odstaniu swojego, jedziemy dalej, szybko znajdujemy nasz wynajęty domek, rozdzielenie pokoi, starsi na dole młodzież na górze, rozpalamy grilla otwieramy lokalne piwo – Wakacje rozpoczęte. 

Pierwsze dni, jako że jest baaardzo gorąco spędzamy tak jak planowaliśmy, plaża, słońce, spacery wieczorem, czasami trzeba odpocząć. Niestety, Nas zawsze nosi i nadszedł ten moment, kiedy musimy zacząć działać, ruszać się zwiedzać, poznawać itd. 

Planujemy kolejne dni siedząc na plaży i obserwując niepokojące zjawiska po drugiej stronie zatoki. W Chorwacji szaleją teraz pożary, i widać je po drugiej stronie zatoki, gdzie powoli acz nieubłaganie ogień zbliża się do lotniska, które też położone jest po drugiej stronie zatoki.  Walka strażaków trwa i trwa, aby nie dopuścić ognia do lotniska, obserwujemy jak samoloty gaśnicze nabierają wody z zatoki i lecą nad płonące fragmenty i zrzucają tam wodę i tak prawie przez cały dzień. Pali się tak, że dym przesłania słońce robi się strasznie …. . Ostatecznie walkę z ogniem wygrali strażacy. 

Na kolejny dzień zaplanowaliśmy, Dubrownik, w prawdzie już tam byliśmy, ale tam jest tak pięknie, a po za tym byliśmy tam na Moto i dość krótko, więc teraz poświęcimy temu pięknemu miastu cały dzień. Jako, że wyjechaliśmy prawie w nocy, dojazd poszedł bardzo sprawnie korków prawie brak, gorzej z miejscami parkingowymi, ale też sobie poradziliśmy. 

Dubrownik to rzeczywiście piękne miasto, włóczymy się po murach, zwiedzamy malutkie wąziutkie uliczki, zapachy z knajpek powalają, idziemy do portu i znowu na mury, piękna pogoda zachęca do spacerowania. W końcu dopada nas głód, decydujemy się na taką nietypową knajpkę „wiszącą” na murach od strony morza. Piękny widok, pyszne jedzonko, zimne piwo no oczywiście nie dla wszystkich ☺ , i jeszcze niesamowite skoki do wody chłopaków z murów …  łał mają „cojones”.

No to wracamy, droga powrotna nie poszła już tak łatwo, korek za korkiem – szkoda, że nie mamy Moto. Pomimo późnej godziny powrotu z Dubrownika, następny dzień spędzamy na penetracji wyspy. Objeżdżamy całą wyspę wzdłuż i w szerz, zwiedzamy miedzy innymi Klasztor Prizdnica to sanktuarium Matki Boskiej, i inne ciekawe miejsca, a i co ciekawe tego do dzisiaj nie wiedzieliśmy, ale naszą wyspę również nawiedził duży pożar, na szczęście po jej drugiej stronie wyspy, ale to co po sobie zostawił napawa lękiem ☹ . Kolejny dzień to odpoczynek, taki nie całkiem, bo w Slatine jest sporo fajnych knajpek do odwiedzenia, to je odwiedziliśmy. 

W końcu nadszedł dzień na zakupy na targu rybnym w Trogirze, jeszcze po ciemku jedziemy, aby zobaczyć, co dzisiaj na obiad i kolekcję. Wybór owoców morza i ryb przeogromny, wszystko świeżo złowione i dostarczone bezpośrednio na bazar, wybieramy kilka nieznanych nam ryb i z powrotem. Po śniadaniu jakoś tak siedzimy przy kawie na tarasie i nagle dziewczyny wpadają na pomysł, co by odwiedzić słynny bazar w Trogirze. 20 minut później już jesteśmy na bazarze, a z czego słynie – no jasne z handlu trochę nielegalnego domowych pysznych nalewek, można tam znaleźć chyba wszystkie wymyślone smaki ( przynajmniej kiedyś tak było). Przechadzając się pomiędzy straganami z górami świeżych owoców i warzyw, co chwila się słyszy zaproszenie do degustacji nalewki. No i weź tu człowieku odmów ☺ , jak się człowiek zdecyduje to pod stragan i taki mały naparsteczek do spróbowania, no tak ale jak naparsteczków jest dużo no bardzo dużo, bardzo mocnych … , powrót do naszego domku, no cóż Paweł ma prawo jazdy więc go ściągnęliśmy i nas dowiózł ☺ . Będąc na bazarze zobaczyliśmy że w dniu następnym jest jakieś święto w Trogirze od 19: 00 będą jakieś uliczne tańce i zabawy – no to przyjedziemy  ☺ . 

Kolacja z zakupionych rybek, wyborna. 

Kolejny dzień, musimy nabrać sił przed wieczorem, więc plażing ☺ . Wieczorkiem Paweł zawozi nas do Trogiru i pewnie po nas przyjedzie ☺ . Oj dzieje się dzieje, zabawy trwają na całego, muzyka na żywo, wszędzie piwo i kolorowe drinki, na głównym placu impreza taneczna, zdobyliśmy stolik, trochę posiedzieliśmy i czas na zabawę …, strat w ludziach nie było w sprzęcie no i owszem. 

Szybko minął czas relaksu, było miło, sympatycznie, sporo zwiedziliśmy, jedliśmy pycha dania zarówno w knajpach jak i robione przez nas samych i to piwo, które już w domu tak nie smakuje ….

Powrót bez większych przygód, humory dopisywały, odpoczynek bardzo udany, akumulatory naładowane, no to wracamy ….

Dziękujemy Naszym znajomym za miłe towarzystwo, a do Chorwacji już niedługo znowu wrócimy …

Daro&Lucy  

Chorwacja
« z 10 »
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Ostatnie wpisy

    Lucy & Daro – bezdrozaeuropy.pl

    Z pasją przez bezdroża Europy! Odkrywaj, podróżuj, inspiruj się.

    © 2024 bezdrozaeuropy.pl | Wszystkie prawa zastrzeżone.