
„… o Szkocji możemy rozmawiać godzinami, to co napiszę nie oddaje jak bardzo zakochaliśmy się w tym kraju …”
Od dawna interesowała Nas kultura Celtycka, mroczne torfowiska , pachnące wrzosowiska i ta niesamowita muzyka …
Aaaaaa i oczywiście jesteśmy FANAMI Whisky
No to gdzie tym razem jedziemy ?
Oczywiście Szkocja wyjazd spokojnie zaplanowany, przemyślany, przegotowany no i pierwszy z kimś czyli dwa moto.
Standardowo wyjazd zaplanowany od 15 sierpnia do …, a bo ja wiem zobaczymy jak się wszystko ułoży powinno być 3 tygodnie, ale zobaczymy jak tam jest.
Jak przed każdą wyprawą i tym razem coś się musiało wydarzyć ….
Spokojnie z Lucy pojechaliśmy dwoma motorami na Dolny Śląsk tak dla relaksu piękne widoki wspaniały relaks, jakoś tak Suzi dziwnie pracuje światła przygasają, stacja benzynowa, niestety nie odpala i się zaczęło, kable, odpalanie od HONDY Lucy i jakoś do domu dotarliśmy.
Nasz mechanik diagnoza, eeee kupa forsy, na naprawę do wyjazdu 2 tygodnie, nerwówka załatwianie części, składamy moto.
No tak budżet mocno nadszarpnięty, ale co tam najwyżej skrócimy wyjazd …
15 sierpnia 2013 ( ciekawe czy 13-ka będzie szczęśliwa ? ) godzina 05:00 spotykamy się z Piotrasem ( mój chrześniak jedzie na HONDZIE Transalp prawko od 6 m-cy pierwsza dalsza wyprawa Oj ! będzie się działo! ) , miała być 05:00 jest 05:30 Piotrka nie ma czyżby już ??? jest, no tak policja że tylko rutynowa kontrola dobra, dobra jedziemy.
Strasznie zimno ja się chyba nie przestawię że sierpień u Nas to już zima J. Poznań zamarzłem, kawa McDonald ’s ratuje mi życie, Lucy też narzeka na temperaturę ( jeszcze nie wiedzieliśmy co czeka Nas w Szkocji ) Piotras udaje że jest ok.
Autostrada … i co mam napisać …
Mieliśmy spać gdzieś koło Hamburga ale dopiero 16.00 jedziemy dalej, 19.00 szukajmy campingu szukamy, szukamy jest, tak wypasione campy tylko w Niemczech.
Poranek i w drogę jedziemy do Dunkierki tam mamy prom do Anglii. Znowu autostrady nic się nie dzieje jedziemy, jedziemy i dojeżdżamy jesteśmy 3 godz. przed czasem wjeżdżamy do portu ale będzie czekania, miła pani w odblaskowym wdzianku macha do Nas no to podjeżdżamy pokazuje na wjazd na prom wjeżdżamy „cumujemy” motory i na górę na cole ( Lucy oczywiście BEER ). No to chociaż poczekamy w dobrych warunkach, eeee odpływamy coś jest nie tak pytamy się o co chodzi aaaaaaaaaa to prom wcześniejszy ale był pusty to Nas wpuściliJ.
Fajnie się płynie zaczyna padać, lać, bardzo lać … no dopływamy do Anglii.
Wyjazd z portu po lewej pamiętać że jedziemy po lewej …
Jedzie się całkiem dobrze gdyby nie mega korki ale co tam przecież My na Moto, pędzimy z 30 km/h pomiędzy puszkami ufff nie jest łatwo ale nie tak trudno jak w Polsce Wszyscy się rozjeżdżają robią miejsce super. A gdzie śpimy ? no może Cambridge ? no ok niech będzie.
Camping bardzo fajny, zmęczenie daje się we znaki idziemy spać – kurde trochę tu chłodno i wilgotno.
Co to kurde jest? 😮 06:00 kto tak wrzeszczy no nie wiem jak mam to napisać EeeeeeeOppppppp EeeeeOppppp itd. itd. Wychodzimy z namiotu a tu na rzeczce, kanale przy polu namiotowym ćwiczą załogi wieeeelkich kajaków pewnie z Cambridge.
Jedziemy na uniwerek popatrzeć jak się uczą najtęższe umysły. Ładnie wygląda z zewnątrz parkujemy i idziemy, jak to nie można wejść do głównego budynku( gość w meloniku mało się nie popłakała jak się dowiedział że specjalnie z Polski aby obejrzeć … , niestety dzisiaj zawody jakieś spotkania nie da rady ) idziemy zwiedzać pozostałe budynki, o Rzesz Ty, tu to musieli się uczyć historii, mury, chodniki, drzwi, okna tu wszystko pachnie nauką … nic dodać nic ująć.
Jedziemy dalej GPS nastawiony na omijanie autostrad fajnie nareszcie wrzosowiska, piękne widoki Lucy twierdzi że musi zintegrować się z fauną i florą, biegnie na wrzosowisko piękne foty super zapach – wraca jedziemy dalej Lucy strasznie się kręci stajemy. Ja Cię nie widziałem takich pająków jakie ma na kurtce nigdy nigdzie 🙂 taaaa po 20 minutach jedziemy dalej …
Zwiedzamy jakieś zamki, przejeżdżamy przez kolejne Parki krajobrazowe, odwiedzamy piękne wrzosowiska jest super ale całkiem chłodno Lucy marudzi że może by się cieplej zrobiło …
Stajemy na obiadek zrobiło się ciemno i ponuro morale załogi kiepskie, jemy największe hamburgery w życiu z wiaderkiem frytek, a za oknem oberwanie chmury, deszcz leje jak wściekły, czekamy, czekamy nic ciągle leje, no trudno lecę po deszczówki zanim dobiegłem, otwarcie kufra, wyjęcie zamknięcie kufra, bieg z powrotem jestem przemoczony do suchej nitki. Jak ja lubię zakładać przeciwdeszczówki na mokre ciuchy …, Lucy morale całkiem padło „jak dojedziemy do Edynburga to kupuje bilet na samolot i wracam do domu” fajnie nie jest, po 1 h jazdy w deszczu wychodzi słońce.
Trzeba by opisać każdy kilometr drogi każdy zapach widok odczucie … niestety to nie 4 DX to tylko WORD niestety musicie Nam zawierzyć trzeba tam pojechać – strumienie, owce na drodze, zapach wrzosów w pełnym słońcu – coś fantastycznego. Kolejny camping ( przepiękny Defender siedzę i się na niego gapię – już jakoś mnie ciągnęło do terenówek, Lucy i Piotras się śmieją ).
Dojeżdżamy do Edynburga coś fantastycznego … tu muszę wspomnieć o niezwykłej przygodzie, mamy taką tradycje że z każdej wyprawy przywozimy do bransoletki Lucy koralik. Z Edynburga też ma taki być, sklep znaleziony w necie już wcześniej, parkujemy przy wydatnej i bardzo miłej pomocy Policji motory gdzieś w centrum ( większość ulic pozamykana – pewnie jakieś święto ). Idziemy na poszukiwania sklepu, robi się strasznie gorąco ciuchy na sobie, kaski w rękach, tangbagi na plecach, przechodzimy przez most, widoki miasta zapierają dech w piersiach robi się jeszcze goręcej, morale tak mozolnie odbudowane znowu legło w gruzach 🙁 . Jest sklep jest zakup koralika, morale wzrasta, wracamy do moto skręcamy w jakąś zamkniętą uliczkę a TU impreza na całego, występy kapel, klaunów, mimów itp.
AAAAAAAAaaaaaaaaaa Lucy się drze w niebogłosy, lecimy z Piotrkiem zobaczyć co się dzieje a tu Moja kochana stoi przed żywym PREDATOREM i pcha się co by sobie z nim fotę strzelić, no i strzeliła morale 100 %, samolotu do domu nie będzie jedziemy dalej.
Piękne widoki wybrzeża Morza Północnego, dziś śpimy nad samym morzem zimno, mokro, ale pięknie.
Jutro ważny dzień wjeżdżamy do prawdziwej Szkocji.
Poranek bardzo słoneczny i rześki jedziemy do Highlands-u czynne 23 destylarnie whisky 🙂 .
Przemy cały czas do przodu na Północ, coraz nowe obrazy krajobrazy zmieniają się jak w kalejdoskopie, wybrzeże , lasy, wrzosowiska piękne strumienie i rzeki. Dojeżdżamy do gór, coś pięknego powietrze bardzo przejrzyste, robi się strasznie zimno ale dzisiaj chcemy dojechać do Dufftown. Wspinamy się wyżej i wyżej, wreszcie jest granica Krainy Whisky płynącej.
Po drodze widzimy wiele B&B ale oczywiście przeginam i proponuję jechać dalej do miasta to tylko 40 km. No i pojechaliśmy te 40 km trwało strasznie długo, robi się ciemno nie mamy paliwa trudno musimy dojechać. Dojeżdżamy strasznie zmarznięci stacja benzynowa oczywiście zamknięta, w pobliżu brak campingu, trudno idziemy wynająć jakiś pokój i się wreszcie wyspać.
Po godzinie szukania wiemy że pokoju raczej nie znajdziemy to Dufftown pełno turystów wszystko zajęte, ok jeszcze raz idziemy poszukać, jest w oknie kartka że wolny pokój ale już wiele takich widzieliśmy a później … brak miejsc. Dobra idziemy zapytać, dzwonimy, dzwonimy dobrze to nie wygląda, ok ktoś idzie drzwi się otwierają i staje w nich Czarownica z bajki o Jasiu i Małgosi a tuż za nią pojawiają się ogromne dwa koty. W akcie desperacji pytamy się czy ma wolny pokój
– oooooo tak zapraszam, zapraszam słyszymy w odpowiedzi, kurde pewnie tu umrzemy ale zmęczenie bierze górę, zostajemy.
Cały domek wyglądał jak z filmu Domek z Horrorami, wszędzie kusz, bibeloty, laleczki, karteczki i co tam jeszcze chcecie, ale jest łazienka wanna z ciepłą wodą – niech się dzieje co chce, kąpiel i do łóżka.
Rano nie jest źle żyjemy, Pani zaprasza na śniadanie nie wypada odmówić idziemy, czekają na Nas ociekające tłuszczem tosty, pływająca w oleju fasolka, bekon i o zgrozo zepsuty sok pomarańczowy.
Najszybsze pakowanie na moto i na stację benzynową hehehehe czynna od 10:00 jest 08:30 wszystko jest nieczynne. Po zatankowaniu pędzimy do pierwszej destylarni GLENFIDDICH.
Jest super fajnie, zwiedzanie pokaz multimedialny jak się to zaczęło jak powstaje Whisky itd. A co najfajniejsze na koniec zwiedzania degustacja 12 ; 15 ; 18 letniej Whisky. No cóż Ja i Piotras prowadzimy więc Lucy ma do wypicia 9 porcji 😉 .
Odwiedzamy kolejne destylarnie jedne ciekawsze inne troszkę mniej ale najważniejsza przed nami. Destylują tam składnik najbardziej ulubionej Whisky Lucy – Jony Walker a mianowicie CARDHU.
To bardzo ciekawa destylarnia pierwsza założona przez kobietę i do dzisiaj prowadzona przez kobietę to w telegraficznym skrócie ale warto zapoznać się z całą historią bardzo ciekawa.
To chyba ostatni przystanek w dniu dzisiejszym bo degustacja w każdej 9 szklaneczek, ok Lucy się bbbardzoa zaprzyjaźniła z Niemką której mąż też prowadzi samochód są w bardzo dobrych humorach.
Jedziemy dalej na północ, kolejny camping kolejny dzień zwiedzania coraz bliżej końca lądu ( wyspy ).
No to już głęboka północ powietrze jakieś bardziej przejrzyste, kolory coraz bardziej wyraźne i klify coraz wyższe. Nareszcie jest John o’Groads najbardziej na północ wysunięta miejscowość. Kilka fotek na brzegu, nareszcie spróbuje Haggisa bo się uparłem że spróbuje – smaczny najlepiej w ziemniaku.
Ok ruszam dalej tym razem wzdłuż wybrzeża na zachód. Jedziemy widoki powalają przez przypadek skręcamy jeszcze bardziej na północ po kilkunastu kilometrach widoki których się nigdy nie zapomni. I co najciekawsze dojeżdżamy do najbardziej na północ wysuniętego skrawka lądu Szkocji – Dunnet Head !!!
Jak już pisałem tego co widzieliśmy nie da się opisać słowami po raz kolejny uważam że koniecznie trzeba to zobaczyć.
Widoki jak z Hobbita, dojeżdżamy do fantastycznego campingu na urwisku tuż nad Atlantykiem, odwiedzamy przepiękną jaskinie z wodospadem ….
Włóczymy się tu i tam oglądając przepiękne ruiny zamków i zamki w całości zachowane jedziemy w stronę wyspy SKYE. Jak wiadomo na wyspie jest 360 dni kiedy pada deszcz no więc wiadomo co Nas czeka. Poranek bardzo zimny i pochmurny szybko się pakujemy i na stację benzynową, następnie zjawiskowy most na wyspę, o dziwo nie pada radośnie jedziemy wschodnią strona na północ. Po 10 km zaczyna lać zanim się zatrzymaliśmy, ubraliśmy, …. wszystko mokre. Widoki no cóż BRAK leje wieje chmury i oblepiająca wszystko mgła. Dojeżdżamy do jakiegoś bardzo dziwnego miejsca leje wieje a tam pełno Japończyków z aparatami nic nie widać … Oni to jacyś dziwni są nie będziemy łazili po tym błocku w tym deszczu jedziemy dalej. No i oczywiście wtopa trzeba było iść to jaskinia z „Prometeusza” a przecież wiadomo że Lucy to fanka „Obcego”. Jedziemy dalej nareszcie jest to po co tu przyjechaliśmy wodospad Mealt Falls – pomimo ulewy jest wspaniały jak wszystko tutaj wart zobaczenia. Leje jak z cebra jedziemy dalej coraz zimniej i zimniej, pierwszy raz decyduje się na skrócenie trasy mam dość ręce mi zgrabiały, ślisko niemiłosiernie wracamy. Na moście przestaje padać , do zamku Eilean Donan Castle-zamek z filmu „Niesmiertelny” tylko 10 km jedziemy tam się rozbierzemy.
Z daleka widać fantastyczne i wszystkim znane kształty tego zamku. Pełno ludzi wszyscy robią fotki eee to nie nasze klimaty. Z daleka pamiątkowa fotka i dalej powoli na południe – Oj jeszcze wiele do zobaczenia.
Lucy się uparła odwiedzamy miejsca gdzie kręcono BOND-a, w tej okolicy pełno jest też domków HOBBIT-ów, ale żadnego nie spotykamy 🙁 .
No wreszcie Loch NESS.
Jezioro fajne, potwora niestety brak ( na brzegu jest metalowy 😉 ), ale się nie poddajemy postanawiamy objechać jezioro dookoła, poranek pakowanie i w drogę pogoda taka sobie taka oblepiająca mgła strasznie zimno i wilgotno. Potwora jak nie był tak nie ma trudno może następnym razem …
Odjeżdżamy od wybrzeża kolejne widoki, oooj nie mogę się już powtarzać. Wieczorkiem dojeżdżamy do campingu tuż obok pięknego jeziora – dobra fotki zrobimy jutro bo się strasznie zimno robi i ciemno. W nocy zamarzliśmy, rano na namiocie jest SZRON 😮 ciężko wstać ale trzeba, wszystkie ciuch na siebie jeszcze tylko fotka nad jeziorem ale ….. gdzie jezioro ??? niestety jest pora odpływu jezioro spokojnie odpłynęło kanałami do Oceanu.
Pędzimy dalej kolejne miasteczka niestety jest ich coraz więcej, kolejne rzeki jeziora …
Dojeżdżamy do Stonehage z daleka widać to ciekawe miejsce, korek po horyzont przeciskamy się bokami po polach, dojeżdżamy parkujemy, kupujemy bilety ale komercha.
A jednak nie, faktycznie zjawiskowe miejsce tylko trzeba zapomnieć o wszystkich tych ludziach z aparatami wczuć się w klimat tego miejsca – niesamowite.
Dojeżdżamy do portu jak zwykle za wcześnie o jeden dzień pewnie trzeba będzie dopłacić trudno, miły pan w okienku prosi abyśmy wjechali nic nie dopłacamy czekamy na otwarcie promu wjeżdżamy cumujemy motory idziemy na górę kolejna kawa …
Szkoda wracać …
Kolejnych kilka dni to nudny powrót autostradami, bez większych przygód dojeżdżamy do domu.
Przejechaliśmy 7,5 tys. km. zmokliśmy troszkę, zmarzliśmy strasznie, oglądaliśmy piękne widoki i poznaliśmy fajnych ludzi – warto było, jest to nieliczne miejsce do którego planujemy wrócić.
I oczywiście do zobaczenia na szlakach….
Lucy&Daro
Z pasją przez bezdroża Europy! Odkrywaj, podróżuj, inspiruj się.