Sardynia – kamienna wyspa

Siedzimy sobie z Lucy w ponury, szary i zalany deszczem dzień gdzieś w knajpce pod Poznaniem, przed kolejnym spotkaniem firmowym i długimi godzinami szkolenia. Co by szybciej płynął czas, grzebiemy w necie w poszukiwaniu jakiejś fajnej imprezy Off Roadowej, ponieważ ostatni wyjazd na LROnly strasznie pozytywnie nas nakręcił. Trafiamy w końcu na stronę Bezdroża 4×4, patrzymy, czytamy – to muszą być bardzo fajni i pozytywnie zakręceni ludzie, którzy organizują off roadowe wyprawy zagraniczne i nie tylko ☺ . Uwagę Naszą przyciąga jedna z wypraw, termin Nam odpowiada, fajne miejsce może by tak …. . No to co dzwonimy ? , no dzwonimy, dzwonię do niejakiego Łukasza, gościu miły wprawdzie obecnie na wyprawie za granicą, ale mówi, że są jeszcze miejsca i co byśmy formularz zgłoszeniowy wypełnili i wysłali, a On za tydzień wraca i się odezwie w sprawie wyjazdu.

I tak oto zapisaliśmy się na pierwszą zagraniczna wyprawę Turystyczno OffRoadową – SARDYNIA. 

Tydzień szybko mija, dzwoni Łukasz, wszystko ustalamy, super! jesteśmy zapisani na wyjazd na Sardynię ☺ !!!. Kurcze tak daleko jeszcze naszym Disco nie byliśmy, czy damy radę , czy Disco da radę, co wziąć na taką wyprawę – na Motocykl to bym wiedział i się szybko spakował, ale samochodem ? Ok kolejne tygodnie mijają, czas wyjazdu już tuż, tuż, a My z Lucy jak zwykle na żywioł, namiot spakowany , materace też, trochę części do Disco, podstawowe wyposażenie biwakowe i za dwa dni wyjeżdżamy. Najważniejsze, że mamy opracowana trasę do Livorno, gdzie spotkać się mamy ze wszystkimi uczestnikami wyprawy i promem na Sardynię. 

Disco spakowane wieczorem, więc wstajemy bardzo rano, szybki prysznic odpalamy GPS, rozkładamy mapę i w drogę. Przed Nami 1600 km dojazdówki, tyle razy przemierzaliśmy ją motocyklem, a teraz Naszym Disco hmmmm zobaczymy jak to jest. Jedziemy standardowo przez Czechy, Austrię i wjeżdżamy do Włoch, mijamy Wenecję i jedziemy do Pizy ,  no przecież nie odpuścimy krzywej wieży ☺ .  Wjeżdżając do Pizy z naprzeciwka mija nas Patrol na polskich blachach, a przecież Łukasz jeździ Patrolem i jakiś taki podobny na zdjęciach był. Dzwonię do Łukasza i faktycznie to Oni widzieli Nasze Disco, chwile gadamy, My jedziemy jeszcze pod wieżę, a Oni lecą już do Livorno gdzie za 2 godziny mamy się z Nimi spotkać. Jak My z Lucy nie lubimy takich tłumów, przecież pod sama wieżą to jakieś mrowisko, tyle ludzi, chwile się kręcimy i co spadamy na spotkanie z Łukaszem. 

Dojeżdżamy do Livorno, dzwonimy do Łukasza co by Nas poprowadził gdzie mamy jechać, okazuje się, że pojechali kawałek dalej nad morze, tłumaczy gdzie są i po chwili widzimy zaparkowanego Patrola. 

Poznajemy się w końcu osobiście z Karolina, Łukaszem i ich synkiem Michałem. Okazują się bardzo fajnymi otwartymi ludźmi, opowiadamy o naszych wyjazdach motocyklowych, Oni o organizowanych przez Nich wyjazdach OffRoadowych, czas szybko zleciał, jedziemy na prom. 

W porcie poznajemy resztę ekipy, z którą mamy spędzić kolejne dni. Łącznie 7 samochodów, poznajemy się ze wszystkimi, chwilę gadamy i wjeżdżamy na prom. Na promie oczywiście integracja załóg trwa w najlepsze, czas bardzo szybko minął. No i zjeżdżamy na Kamienną Wyspę. Za miastem po kilkunastu kilometrach zjeżdżamy w góry – piękne widoki, same skały i prawie pousychane krzaki i drzewa ☺ . Jest super! Zatrzymujemy się na pierwszy posiłek na tej kamiennej wyspie, jest bardzo gorąco, ale humory dopisują, ekipa się zintegrowała wszyscy bawimy się przednio. Jedziemy dalej po drodze, zatrzymujemy się aby zerwać dojrzałe we włoskim słońcu owoce opuncji, niestety rękawiczki nie pomogły ☺ i było mnóstwo wyciągania malutkich kolców ☺ , dojeżdżamy do pierwszych „Grobowców Olbrzymów” – niesamowite jakie są wielkie. Niesamowite budowle z ogromnych kamiennych płyt, w których chowani mieli być „giganci” zamieszkujący wyspę, robią ogromne wrażenie swoimi rozmiarami. 

Obok grobowców znajduje się pierwszy „Nurag” ( są to budowle przypominające postawione do góry dnem kamienne wiadra, zaczęły one powstawać mniej więcej w połowie drugiego tysiąclecia przed naszą erą. Budowano je z kamiennych bloków ustawionych – bez użycia zaprawy – jeden na drugim. Każda następna warstwa ma mniejszą średnicę, co sprawia, że powstaje charakterystyczna kopuła ) jest niemiłosiernie gorąco, ale twardo zwiedzamy naszego pierwszego Nuraga , chodzimy po jego tarasach i oczywiście wchodzimy do środka, niesamowite, że jest to zbudowane bez żadnej zaprawy !  

Po zwiedzaniu jedziemy na kamping gdzie spędzimy pierwszą noc na wyspie. 

Rozbijamy namioty i po raz kolejny kłujemy się opuncjami , przecież trzeba je spróbować więc trzeba pokroić i się pokłóć ☺ – warto było pychaaaaa. 

Wieczorem to już pełna integracja, bardzo miły wieczór przy złocistym napoju i opowiadania Polaków prawie do białego rana. 

Piękny słoneczny poranek, wszyscy w doskonałych nastrojach szybkie śniadanko, pakowanie do samochodów i start w dalsza drogę, ale, ale nie wszyscy ☹. Jedzie w grupie Wiktor przesympatyczny facet, jedzie Jeep-em Rubikonem, no może jechał, bo po nocy autko ani drgnie, silnik nie odpala i już. Po wielu próbach, zebraniu konsylium, postawieniu diagnozy, w końcu operacja ☺ , dalej nic … . Jeepa na hol bierze Łukasz i ciągnie gdzieś w nieznane do warsztatu, my spokojnie czekamy na ich powrót. Po powrocie Łukasz ma prośbę :

– weźmiecie Wiktora do samochodu do momentu aż mu autko naprawią ?  

– no cóż Wiktor chudziutki, wesolutki i mało bagażu – pewno że weźmiemy 

– i już tak został z nami do końca wyjazdu ☺ 

Jeździmy, zwiedzamy, czasami dajemy ciała i zawracamy, ale ogólnie jest super. Odwiedzamy słynna „słoniową skałę”, trochę biwakujemy nad klifem morskim, miło mija dzień ☺.  Kolejne dni to fantastyczne widoki Sardynii, niesamowita ilość schodów do jaskini Neptuna, zejść to zejść, ale wejście było wyzwaniem ☺. W jednym z dni spotyka nas fajna przygoda, Łukasz chyba pomylił trasę bo zjeżdżamy do bardzooooo głębokiego wąwozu po kamieniach i sypkim piachu, a jest już głębokie popołudnie i co i nic dalej nie ma nic tzn. brak przejazdu. Stoimy, tak dyndając przodami w dół, a zawrócić kompletnie nie ma gdzie… , powolutku po jednym samochodzie na 185 razy obracamy samochody na dole wąwozu, niestety na „zemstę lakiernika” mijamy się na zjeździe do wąwozu i wjeżdżamy na czyjąś łąkę gdzie nocujemy całkowicie na dziko ☺ .  Kolejnego dnia odwiedzamy jeden z największych i najlepiej zachowanych nuragów na wyspie i podróżujemy po górach. Ostatnie dni naszej wyprawy spędzamy nad samym morzem, leniuchując i opalając się na plaży. Fajną atrakcja jest pływanie na wypożyczonych pontonach motorowych, po bezludnych plażach, snurkowanie w zatoczkach do których jest dostęp tylko od strony morza…. . 

Niestety czas wyprawy dobiega końca była super zabawa, mega fajne towarzystwo, szkoda, że tak krótko, ale cóż będą kolejne wyprawy ….

Ale dla Nas to nie koniec wyjazdu jako,  że jesteśmy troszkę szaleni to jedziemy w drodze powrotnej nadrabiając jakieś 2 tys. km w pewne niesamowite miejsce które od dawna chcieliśmy zobaczyć. 

Jako że Lucy jest wielka fanką „Alien” – a to jedziemy do Szwajcarii, do miejscowości  Gruyère , do zamku w którym Hans Rudolf Giger zorganizował muzeum Obcego. Po drodze zwiedzamy Genue i dalej autostradami do Szwajcarii. 

Dojeżdżamy do Gruyère na wzgórzu widać zamek, ale jest już wieczór więc jedziemy na Camping       ( łał – to się nazywa kemping ). Z samego rana lecimy na zamek, zwiedzać muzeum, jesteśmy pierwsi ☺ wszystko zamknięte, ale za 15 minut otwierają knajpkę na terenie zamku, więc będzie kawka ☺, knajpka super zrobiona na kształt „Gniazda Matki Obcego” z filmu, Lucy już jest wniebowzięta, a jeszcze nie weszliśmy do muzeum. Muzeum obłędne wszystkie rekwizyty z filmów i „Obcy” naturalnych rozmiarów , grafiki jak powstawał – super. Giger przygotowywał również postaci do filmu „Gatunek” i jest też sala poświęcona tym stworom. Warto wszystko to obejrzeć jedźcie i oglądajcie ☺.

Droga powrotna jak to droga powrotna, jedziemy na zmianę więc czas szybko mija, co jakiś czas stajemy na jedzonko i krótkie odpoczynki. Do domku dojeżdżamy w nocy, naładowani bardzo pozytywną energia i rządni kolejnych przygód i wyjazdów.

Dziękujemy Wszystkim za przesympatyczny wyjazd i do zobaczenia na szlakach 

Lucy&Daro 

PS. Wiktor do domu wrócił na kołach swoim JEEP-em ☺ 


Sardynia
« z 5 »
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Ostatnie wpisy

    Lucy & Daro – bezdrozaeuropy.pl

    Z pasją przez bezdroża Europy! Odkrywaj, podróżuj, inspiruj się.

    © 2024 bezdrozaeuropy.pl | Wszystkie prawa zastrzeżone.